2019-05-03

Agnieszka Kołodziejska: Chętnie zamienię rosół na zupę pho

0

Prowadząca program „Polacy za granicą” specjalnie dla POLSATPLAY.PL. Jakie przygody przeżyła podczas kręcenia kolejnych odcinków? Jacy są rodacy mieszkający na innych kontynentach? Dlaczego wyjechali i czy chcą wrócić do kraju? Z jakimi ciekawymi osobowościami spotkała się Agnieszka Kołodziejska na planie?

- Jacy są Polacy mieszkający na krańcach świata? Czy wciąż czują się kimś, kto pochodzi z naszego kraju, czy też z biegiem czasu zaczynają być obywatelami nowego miejsca na ziemi?
- Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Ludzie po prostu są bardzo różni. Tak samo jest z Polakami mieszkającymi w różnych szerokościach geograficznych. Spotkałam takich, którzy bardzo tęsknią za Polską i nie wyobrażają sobie, że mogliby odciąć się od rodaków. Dlatego tworzą rozmaite grupy na miejscu czy w sieci i trzymają się ze sobą. Spotkałam też takich, którzy uciekli od Polski i od Polaków. Nie chcą się integrować z Polonią. Myślę, że jest dokładnie tak samo, jak z osobami transseksualnymi: jedni rodzą się w nieswoim ciele, a inni w nieswoim kraju. Wiele osób, które miały szczęście odnaleźć w świecie swoje miejsce mówi na przykład: „Jestem Hawajczykiem, ale pochodzę z Polski”...

- Jakie motywacje kierują ludźmi, żeby niekiedy diametralnie zmienić swoje życie i przeprowadzić się w odległe rejony świata?
- Każda jest inna. Poznałam tyle historii, ilu ludzi spotkałam podczas podróżowania z kamerą. Jedni wyjechali, bo byli ciekawi świata, a inni dlatego, że nie widzieli dla siebie w Polsce perspektyw. Jeszcze inni, żeby zarobić parę groszy i wrócić. Często zdarzają się wyprowadzki z miłości. Tak było w przypadku kobiet z Kuby. Prawie każda pojechała za Kubańczykiem, w którym zakochała się, gdy studiował w Polsce w latach sześćdziesiątych. Zostały, bo może na Kubie nie było wtedy lepiej niż w Polsce, ale było cieplej. Zdziwiłby się pan, ilu Polaków wyjeżdża z Polski, bo jest im tu za zimno. Ja ich doskonale rozumiem i kiedyś zrobię to samo. Tacy wybierają Hawaje, Jamajkę albo Panamę. Osobiście nie mogę się nadziwić tym, którzy osiedli na przykład w Helsinkach czy Sztokholmie, ale oni z kolei tłumaczą, że niczego im tam nie brakuje, a po słońce latają kilka razy do roku na wakacje. Dominika chciała być trenerką psów, okazało się, że „Harvard” w tej dziedzinie znajduje się w San Francisco. Pojechała do szkoły, a teraz ma męża (Polaka) i świetne dzieciaki. I psa oczywiście. Tomek prawie nigdy nie podróżował. Kiedyś znajomi namówili go na wakacje na Jamajce, tak mu się spodobało, że wrócił i został.

- Czy Polacy za granicą łatwo dają sobie radę? Adaptują się bez problemów do zastałych warunków?
- Za granicę wyjeżdża pewien określony typ ludzi. Z moich obserwacji wynika, że są to ludzie, którzy wiedzą, czego chcą, nie boją się zmian, a nawet jeśli towarzyszy czasem takiemu wyjazdowi strach, to odwaga i konsekwencja w dążeniu do celu przeważają i tłumią ten strach. Dlatego spotykam przeważnie Polaków, którzy świetnie sobie radzą. Polacy są lubiani w świecie. Może właśnie dlatego łatwo się przystosowują do zastanej rzeczywistości, bo otoczenie ich akceptuje. Są nieźle wykształceni, kreatywni, wnoszą od siebie bardzo dużo. Mają „smykałkę” do biznesu... i po zastanowieniu muszę przyznać, że największe wrażenie zrobiły na mnie kobiety. Polki są niezniszczalne. Jedna wybudowała nawet własnymi rękami dom w Viñales na Kubie.

- Czy któryś z odcinków programu szczególnie zapadł pani w pamięć?
- Może nie całe odcinki, raczej pamięta się poszczególnych ludzi i ich historie... Zostawiłam swoje serce u Polek na Kubie. Kto nie widział odcinka z Hawany, być może nigdy nie zrozumie, dlaczego te kobiety wciąż tam mieszkają: w rozpadających się domach, z kilkoma dolarami emerytury i jedzeniem na kartki. Nigdy nie zapomnę Magdy z Rio de Janeiro. Mimo że początki były trudne, dopięła swego i spełniła marzenie o mieszkaniu przy Copacabanie oraz... sportowym tańcu na rurze. Wystarczy dodać, że zajmuje bardzo wysokie miejsca w mistrzostwach Brazylii w Pole Dancing Sport. Ostatnio byliśmy w San Francisco. Poznałam tam Michała i Łukasza. Są małżeństwem, którym nie mogą być w Polsce. Po prostu postanowili spełnić marzenie o ślubie i za to bardzo ich podziwiam. Skoro ojczyzna nie daje im takiej możliwości, postanowili oddać swoje serce Ameryce.

- Kręcąc program „Polacy za granicą”, często trafiacie do krajów, gdzie nie jest tak bezpiecznie, jak w Polsce. Czy kiedykolwiek ekipa mogła czuć się zagrożona?
- Zdarzało się. Kiedy byliśmy w Ameryce Południowej na każdym kroku jacyś obcy ludzie, zupełnie bezinteresownie, radzili nam, żebyśmy nie eksponowali na ulicach sprzętu fotograficznego czy telefonów komórkowych, a po zmroku, żebyśmy raczej w ogóle z tym sprzętem nie wychodzili. W Panamie robiłam wieczorem zdjęcie salonowi fryzjerskiemu pod chmurką. Jakaś starsza kobieta zaczęła mnie szarpać i popychać w stronę dzielnicy turystycznej, krzycząc po hiszpańsku, że chyba życie mi niemiłe... Oczywiście zawsze mieliśmy „obstawę” kogoś z Polski, ale to wcale nie czyniło nas bezpieczniejszymi. Po prostu wiedzieliśmy, w których rejonach ryzykujemy utratę całego nagranego materiału i wartościowego sprzętu, a w których jest raczej OK. Kiedyś w Buenos Aires chcieliśmy wejść do faweli. Dziewczyna, która nas oprowadzała po mieście, spytała dwóch policjantów, czy mogą nas wprowadzić na kilka minut. Zgodzili się. Mogliśmy wejść maksymalnie sto metrów w głąb slumsów. Jeden eskortował nas z przodu, a drugi z tyłu. Obaj mieli dłonie na kaburach z pistoletami... Wspominałam o Magdzie z Rio. Przez półtora roku mieszkała w faweli. Nikt jej nie zaczepiał, bo wzięli ją za swoją. Ma doskonały akcent ludzi z południowej Brazylii. Opowiadała nam o wojnach gangów, o strzelaninach, które widziała przez okno i o porwaniu szefa policji, które miało miejsce akurat podczas naszego pobytu.

- Jakie miejsca chciałaby pani odwiedzić i nakręcić odcinki programu?
- Prawdopodobnie spełni się moje marzenie o Afryce. Planujemy odwiedzić Polaków w Kapsztadzie, Mombasie, na Madagaskarze i Zanzibarze. Tam nas jeszcze z kamerą nie było. Cudownie byłoby się wybrać na Alaskę oraz w kilka miejsc w Azji. Chętnie zamienię rosół i pierogi na zupę pho i sajgonki.

Rozmawiał Michał Pogodowski

Zobacz także:
Olaf Popkiewicz ostrzega poszukiwaczy historii
Emil na tropach bezprawia, czyli walka z mandatami.